sobota, 25 października 2014

11. Rainer M. Schröder "Świadectwo Judasza" (Sznurowadło)

 Kiedy znalazłam na bibliotecznej półce Świadectwo Judasza zastanowiło mnie, dlaczego znajduje się ona w kategorii książek przygodowych. Tytuł jest dosyć spektakularny i od razu powędrowałam myślą do książek Dana Browna, np. Kodu Leonarda da Vinci. Jak później się okazało utwór nie znalazł się tam przypadkiem. I w sumie, to bardzo mnie to cieszy.

Schröder przedstawia nam niezwykle barwną i niebezpieczną podróż czwórki przyjaciół w poszukiwaniu, ukrytego przez Mortimera Pembroke'a, drogocennego papirusu - Ewangelii Judasza. Wspomniany bohater prowadził notes w którym zapisywał skomplikowane i trudne do odczytania wskazówki do odnalezienia skarbu. Po jego śmierci zapiski dostały się w posiadanie brata - Arthura. To właśnie on w dosyć niecodzienny sposób wybiera członków ekspedycji. Byron Bourke, Alistair McLean, Horiatio Slade i Harriet Chamberlain są dla siebie zupełnie obcymi ludźmi! Każdy z nich ma całkowicie odmienny charakter, zamiłowania i talenty, które przy tak trudnym zadaniu okazują się największym błogosławieństwem. Nikt z nich nie spodziewał się, że ta wyprawa może ich tak bardzo zbliżyć.

To zróżnicowanie bohaterów jest według mnie ogromnym plusem. Dzięki temu pewien schemat działania obecny w książkach przygodowych jest naprawdę wciągający. Autor nie ukrywa, że czerpał inspirację z realnych postaci czy dzieł literackich np. postać Basila Sahara jest niejako odpowiednikiem realnej osoby Basila Zaharoffa.
Doświadczony czytelnik bez wątpienia rozpozna różnorodne nawiązania do literackich pierwowzorów, takich jak powieści "Trzeci człowiek"Grahama Greene'a, "Dracula" Brama Stokera czy "Morderstwo w Orient Ekspressie" Agathy Christie, i do kilku innych, nie tak czytelnych motywów.
                                                                                               ~ Rainer M. Schröder
W książce obecny jest również wątek miłosny. Jest jednym z najmocniejszych punktów utworu, ponieważ jest dodatkowym elementem warunkującym zaciekawienie czytelnika.


W fabule przeplatają się elementy fantastyki i realizmu. To jak mieszanka serii książek z Indianą Jonesem, profesorem Langdonem i przygodami Phileasa Fogga. Jednocześnie wadą i zaletą utworu jest to, że autor przejaskrawia i koloryzuje różne fakty historyczne na potrzeby książki. Dzięki temu cały opis poszukiwań Ewangelii Judasza jest naprawdę bardzo wciągający, a z drugiej strony czytelnik musi pamiętać, że to nie do końca możliwe. Na szczęście autor wszystkie wątpliwości i niejasności wyjaśnia w posłowie.

  

W książce są obrazki, bardzo dużo obrazków! I to jest jej niepowetowany plus. Czytelnik może czekać, aż bohaterowie rozwiążą zagadkę, robić to razem z nimi, korzystając z ich podpowiedzi, a także spróbować odszyfrować "kod Mortimera" zupełnie samemu. Minusem zagadek przedstawionych na ilustracjach jest to, że są one w języku niemieckim. Na końcu książki wszystkie teksty są przetłumaczone, a jednak uważam, że wydawca powinien był dołożyć więcej starań, aby tłumaczenie zastąpiło oryginał w tekście.

W Świadectwie Judasza poruszany jest bardzo grząski temat, a mianowicie istnienie kolejnej Ewangelii. Jednak jest ona traktowana jak skarb pokroju skrzyń złota, diamentów itp. Dan Brown w Kodzie... przemyca wyjątkowo dużo swoich prywatnych poglądów na temat Kościoła itp. W utworze Schröder'a nic takiego się nie pojawia. Rainer nie próbuje wmówić czytelnikowi wyssanych z palca racji, jakoby Kościół ukrywał prawdę i za to zyskał w moich oczach ogromny szacunek. Nie twierdzi jednak, że owo pismo jest wymysłem jego wyobraźni. W posłowiu pisze:
Papirus został odnaleziony wraz z innymi pismami w 1978r. w pobliżu miasta Al-Minja, w środkowym Egipcie [...]. Poród nich znajdował się także List św. Piotra do Filipa, Apokalipsa według Jakuba [...]. Nieznana do tej pory część zbioru, napisana w języku koptyjskim i nazywana później "Ewangelią Judasza", została tymczasowo opatrzona przez badaczy nazwą "Book of Allogenes".

Uważam, że Świadectwo Judasza to jak do tej pory najlepsza książka przygodowa z jaką się spotkałam. Jest niezwykle ciekawa i wciągająca. Obecność wątku miłosnego oraz elementów fantastycznych czyni utwór o wiele efektywniejszym.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 19 października 2014

10. Haruki Murakami "Norewgian Wood" (Enigma)

Nie ukrywam, że po powieść  jednego z laureata literackiej nagrody nobla sięgnęłam jedynie z powodów zaspokojenia swojej ciekawości.  Ostatnio dużo słyszałam o tym autorze i nie da się ukryć, stał się popularny. Postanowiłam więc, że i ja spróbuję zmierzyć się z literatura japońską.

Haruki Murakami to specyficzny pisarz. Autor wielu książek, które odnoszą duże sukcesy na całym świecie. „Norewgian Wood” to pierwsza książka którą przeczytałam. Długo szukałam inspiracji żeby cokolwiek o niej napisać. Chyba trafiłam na taką powieść o której nie wiem co mam myśleć. Żeby chociaż trochę złapać inwencji twórczej w moich głośnikach pobrzmiewa „Norewgian Wood” Beatlesów.

Główny bohater powieści Watanabe ma trzydzieści siedem lat i właśnie leci samolotem. Pod wpływem wielu bodźców powraca myślami do swojej młodości. Do czasów rozpoczęcia studiów, stania na progu dorosłości, zawarcia nowych znajomości. To jedynie wciąż tylko wspomnienia. 
„W niedoskonałe słowa można ubrać jedynie niedoskonałe wspomnienia i niedoskonałe myśli”.
 Cała powieść jaka jest „Norwegian Wood” to retrospekcja. Wędrując wraz z głównym bohaterem przez historię jego życia poznajemy wiele zaskakujących momentów. Pewnego dnia Watanabe poznaje Naoko a po pewnym czasie Midori Kabayashi. Obie kobiety odegrają znaczącą rolę w życiu Watanabe.
 „- Nikt nie lubi samotności. To prowadzi do rozczarowań”.
„Norewgian Wood” to nie tylko historia w zasadzie trójki bohaterów lecz również lecz również książka, która pozwala sobie na zmuszenie czytelnika do mimowolnej oceny, może nie tyle życia co otoczenia.

W tej książce bardzo mocno zdziwiła mnie melancholijność i depresyjność bohaterów. Przez całą powieść nie pojawiła się ani jedna postać z pozytywnym nastawieniem do świata. Jeżeli już wspominając o bohaterach. Pod względem charakteru Watanabe okazał się być najrozsądniejszy z postaci. Naoko to kobieta przytłoczona problemami i zagubiona i do niej miałam najlepsze nastawienie. Midori moim zadaniem to kobieta niespełna rozumu. Pewnie wielu czytelników i fanów „Norewgian Wood” całkowicie się na mnie oburzy ale książka do gustu mi nie przypadła, stąd ta mało przychylna ocena. Nie powiem, że była zła, ponieważ nie męczyłam się z nią ale nie jest ona moja faworytką.
 „Tym właśnie różnimy się od wielu ludzi ze świat zewnętrznego, w którym wiele osób nie zdaje sobie sprawy z własnych odchyleń”.
Każdy z bohaterów ma własny sposób myślenia, jest mu wierny i nie idzie z nim na kompromis. 

„Śmierć pozostawia po sobie wyrywkowe, dziwne wspomnienia”.
Myślę, że mimo tak ogromnej fali w postaci czytelników i fanów książki, ja do nich należeć nie będę. Moja ciekawość została zaspokojona i myślę, że nie prędko albo w ogóle będę miała okazję czytac książki autorstwa Murakamiego.


„Na dnie słoika świeci świetlik. Światło było wątłe, kolor blady”.

środa, 15 października 2014

Domowa klasyka :) Enigma

Pewnego dnia spoglądając na moje zbiory książkowe, pomyślałam i doszłam do wnioski, że moja biblioteczka zawiera w sobie różnorodne gatunki. Moją uwagę jednak najbardziej przykuły te, które można nazwać i przyporządkować do półki "klasyka". Bardzo lubię czytać te powieści dlatego, że przetrwały próbę czasu a ich historię zna bardzo dużo czytelników. Oto więc moja "domowa klasyka".


Któż nie słyszał o słynnym dzwonniku z Notre Dame z Paryża? Książka jeszcze nie przeczytałam a na mojej półce znalazła się za przyczyną Sznurowadła, której dziękuję za wspaniały prezent.
"Rozważna i romantyczna" to jak do tej pory najlepsza moim zdaniem książka Jane Austen. Zakupiona pod wpływem fascynacji "epokowej" :)
Po "Tango" sięgnęłam z racji obowiązku przeczytania jej do szkoły i oczywiście nie żałuję zakupy. Fragment rozmowy Edka i Artura o postępowym postępie mogę czytać w nieskończoność.
"Cudzoziemka" tez obowiązek szkolny i raczej nie mam o niej zdania. Dosyć ciekawa ale nie zachwyca.

Wszystkie widziane tu książki są w trakcie czytania. Zafascynowana jestem Anną Kareniną ale jej objętość nie pozwala na szybkie czytanie, mimo to jest przecudna. Trochę mniej entuzjastycznie czytam "Mistrza i Małgorzatę" oraz "Emmę" spodziewałam się czegoś lepszego. Intrygująca okazała się historia "Trędowatej" 


"Sen nocy letniej" "Dziady" oraz "Chłopów" uważam za jedne z najważniejszych dzieł jakie znajdują się na mojej półce. Sentyment mam ogromny do tych utworów. "Sen nocy letniej" idealnie współgra z baletem.


Oczywiście zachęcam do obejrzenia całości. Jest niesamowity.
Pozdrawiam

środa, 8 października 2014

9. Jerzy Pilch "Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym" (Enigma)

Pokusiłam się o recenzję książki autorstwa Jerzego Pilcha, „Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym”. Jestem pełna podziwu dla tego człowieka i wielbię talent. Dlatego też ta recenzja recenzji przypominać nie będzie. Moje słowa tu zawarte to raczej forma ekspresji emocji towarzyszących czytaniu niż rzetelna ocena książki. Moja grafomania nijak się ma do twórczości Pilcha, którego dzieła uwielbiam czytać.

„Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym” to zbiór luźnych felietonów ukierunkowanych na stolicę, czyli Warszawę. Pilch to niesamowity mistrz słowa pisanego.  Jest mi wstyd pisać cokolwiek i oceniać powieść idealną merytorycznie. Jednak chęć podzielenia się z Wami moją opinią na temat tej książki była silniejsza.


Pilch porusza wiele kwestii, pisze na różnorakie tematy. Myślę, że to czyni jego powieści tak barwnymi. To nie tylko refleksje religijne, polityczne ale również te dotyczące życia.
Pilch to doskonały obserwator. Potrafi zauważyć wiele rzeczy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. 
Refleksje nad życiem i upływającym czasem również nie są mu obce.  
"Ostrzem stalówki przebijam ekran i po staremu atramentem koryguję świat tam przedstawiony".
Książki Pilcha mają coś w sobie, że jeszcze nigdy nie potrafiłam się oprzeć, żeby ich nie przeczytać. Mówiąc a w zasadzie pisząc, są porostu świetne. Zawsze gdy jestem w trakcie zapoznawania się z treścią powieści, towarzyszą ni karteczki samoprzylepne, ponieważ na każdej stronie znajduje zabawne anegdoty, które muszę uwiecznić na lata.

Polecam książkę wszystkim miłośnikom Pilcha. Mam wrażenie, że ta powieść jest wstępem do wydanych znacznie później dzienników. Są to tylko jednak moje prywatne i luźne spostrzeżenia.

piątek, 3 października 2014

Miasto 44 (Sznurowadło)


Miasto 44 w reżyserii Jana Komasy jest jednym z największych hitów kinowych tego roku. Już w tydzień od premiery obejrzało go ponad 450000 osób! Tylko na czym właściwie polega fenomen tego filmu? Czy rzeczywiście jest tak dobry, czy może do kin pchnął nas temat, tak bliski sercu każdego Polaka?

Hasło „Miłość w czasach apokalipsy” kazało mi myśleć, że na kinowym ekranie obejrzę historię miłości, przedstawionej na tle Powstania Warszawskiego. Tak jak u Kwiecińskiego w Jutro idziemy do kina – rozwijające się uczucie między młodymi ludźmi, utkane jest na kanwie napiętej sytuacji politycznej w Europie. Tymczasem Komasa pokazał coś zupełnie odwrotnego. Wątek miłosny był bardzo słabo rozwinięty. W prawdzie między głównymi bohaterami zaszły wszelkie niezbędne czynności czy okoliczności wpisujące się w romans – pocałunek, tragiczne rozdzielenie zakochanych, pojawienie się innej dziewczyny – to jednak wszystkie te wydarzenia są w filmie bardziej zasygnalizowane niż przedstawione.

Nie oznacza to, że w tę historię nie można się „wciągnąć”. Różnorodność charakterów postaci jest naprawdę imponująca. Alicja to młoda dziewczyna wychowana w tzw. dobrym domu. Kreacja aktorska jest tu naprawdę niesamowita. W ogóle nie dziwi mnie, że odtwórczyni tej postaci – Zofia Wichłacz - została nagrodzona Złotym Lwem. Ukochanym Biedronki jest Stefan, grany przez Józefa Pawłowskiego. Ta postać jest dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Mam tylko nadzieję, że jest to bardziej wynik koncepcji reżysera i scenariusza, aniżeli samego aktora. To postać, która przez cały film niesamowicie mnie irytowała, czułam do niej zupełną antypatię. Na pochwałę zasługuje Antoni Królikowski – „Beksa” bardzo mnie urzekła.

Czy to była kula, synku, czy to serce pękło? - K. K. Baczyński

W Mieście 44 zarówno historia powstania, jak i bohaterowie zostali nieco spłyceni. Z jednej strony mi to przeszkadza, a z drugiej imponuje - jeszcze nikt nie poruszył kwestii wojny i okupacji w raki sposób.W filmie rządzi brutalność. Mimo tego efekty komputerowe w krwawych scenach nie są przesadzone, a jedynie utrzymane w bardzo realistycznym tonie.Myślę, że ten film powinno obejrzeć wielu licealistów i gimnazjalistów zapominających o tym, że nie każdy powstaniec ginął od karabinu, czy na barykadach oraz wszyscy ci, którzy z okrutną łatwością krytykują ten niezwykły zryw.

Wiele kontrowersji wywołują efekty specjalne w ujęciach innych niż pożary, wybuchy itp. Mam na myśli głównie scenę pocałunku, kiedy to trwający w miłosnym uniesieniu bohaterowie są otoczeni wirującymi wokół kulami karabinów ciągnącymi za sobą złotą, zmysłową poświatę. Oczywiście taka sytuacja nie mogła mieć miejsca w rzeczywistości. Ale Miasto 44 pokazało w tym jednym ujęciu niezwykłość ułamków sekundy poświęconych na pocałunek, a nie walkę, albo ucieczkę. Dla mnie - mistrzostwo. Ogromnym plusem jest także scenografia. Do produkcji zużyto aż 5000 ton gruzu!

Uważam, że Miasto 44 to zdecydowanie najlepsza polska pozycja tego roku. Świetne wyczucie
smaku reżysera sprawia, że film wzrusza i wyciska łzy z niemal każdego widza. Niesamowita scenografia, kostiumy i fenomenalne efekty specjalne dają realistyczny obraz Powstania Warszawskiego. Polecam.

Moja ocena: 7/10

czwartek, 2 października 2014

8. Victoria Holt "Guwernantka"

Zawód guwernantki w XVIII i XIX  wieku kojarzył się jedynie z wykształconymi pannami z dobrego domu, które nie miały tyle szczęścia w życiu towarzyskim i nie znalazły męża. Posada iście wyśmienita dla kogoś, kto stracił nadzieję na zamążpójście. Sięgając po książkę Victorii Holt  „Guwernantka” nie wiedziałam na co mam  być przygotowana. Tymczasem okazała się być ciekawą przygodą z nutką kryminalną.

Martha Leigh wiodła spokojne życie do czasu, gdy przyjęła posadę guwernantki w starej posiadłości na wzgórzach Kornwalii. Z polecenia została nauczycielką małej nieco krnąbrnej Alvean. Przed Marthą stoi ogromne wyzwanie. Jej uczennica okazuje się być nieskora do współpracy, dodatkowo ojciec dziewczynki Connan TreMellyn to niezwykle enigmatyczna postać. Panna Leigh musi odnaleźć się w nowej sytuacji. 
 „Z ciężkim sercem myślałam o czekającym mnie wyzwaniu. Nie miałam doświadczenia w postępowaniu z dziećmi”.  
 Jednak jak okazało się w późniejszym czasie jej praca nie miała polegać jedynie na obowiązkach wobec Alvean. Na jej barkach spoczęło również wyjaśnienie tajemniczej zagadki dworu Mount Mellyn. Enigmatyczne sny i dziwne zjawy to tylko początek jej prawdziwej przyczyny obecności na kornwalijskich wzgórzach.
„Zastanawiałam się, dlaczego tyle osób doszukuje się mrocznej tajemnicy w tym, co wydarzyło się w Mount Mellyn. W końcu owa historia byłą całkiem banalna”. 
Czy aby na pewno? Czy uda się prostej guwernantce rozwiązać tajemnicę dworu? 

Sięgnęłam po książkę, ponieważ skusił mnie tytuł i jej XIX wieczny wydźwięk. Jednak już od pierwszych stron pochłonęła mnie bez reszty. Nie mogłam się oderwać od dalszego czytania i prób poznania dalszych losów Marthy oraz innych bohaterów. Jeżeli chodzi o główna bohaterkę to podobał mi  się jej charakter. Była rozsądna i odpowiedzialna. Do wszystkiego podchodziła z dystansem i umiarkowaniem. Zawsze mówiła to, co myśli nie ukrywając niczego. 
„-To, że jestem guwernantką, nie oznacza, że muszę znosić obraźliwe uwagi nieznajomych”. 
 Niewątpliwie była to jej najlepsza cecha. Natomiast właściciel dworu to zupełne przeciwieństwo Marthy. Skrycie ukrywał swoje intencje. Taki zabieg spowodował, że nie mogłam rozszyfrować tej postaci. Pozostało mi jedynie spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. 
Nie ukrywam, że spodobały mi się książki pióra Victorii Holt, bo rzeczywiście są bardzo ciekawe i intrygujące. Myślę, ze gdy będę miała okazję, to na pewno sięgnę po inne książki taj autorki. Do tej pory przeczytałam dwie powieści i obie oceniam bardzo wysoko. Moją uwagę zwróciło odwzorowanie epoki.
„Fioletoworóżowa tkanina cudownie tłumiła zieleń spodniej warstwy".
 Przede wszystkim zapraszam do lektury, ponieważ myślę, że każdy odnajdzie tu coś dla siebie. Zostało ukazane nie tylko życie skromnej guwernantki lecz również intrygujący wątek kryminalny. Gorąco zachęcam do lektury.